Moja twórczość

Obrazy na sprzedaż

Wyrażanie emocji

Dzieje się na tyle dużo, że sama nie wiem o czym pisać. Może napiszę o terapii.
Otóż byłam w tym tygodni na sesji, na której dowiedziałam się, że... tłumię emocje. Okazało się, że sama umiejętność nazwania ich i "przepuszczenia" przez siebie nie wystarczy. Trzeba jeszcze umieć je wyrazić wobec innych i wobec siebie, a tego zdecydowanie nie potrafię.



Najważniejszym pytaniem jakie padło na terapii było "a wyrażanie emocji to..?". 
To coś niebezpiecznego.
To okazanie słabości.
To wystawienie się na zranienie.
To manipulacja.

Takie ja znalazłam w sobie odpowiedzi. 
Terapeutka miała jednak inne zdanie. 
Ona uważa, że okazywanie emocji to cecha ludzi silnych.
I się z nią zgadzam. Trzeba mieć w sobie siłę, aby odważyć się pokazać komuś swoje emocje. Wystawić się na ocenę, dać komuś szansę na zrozumienie, asertywnie bronić swoich emocji.

Minęło już kilka dni od tego spotkania, a ja dalej jestem roztrzęsiona.
Terapeutka przypomniała mi, że moje spotkania z nią są "bezpieczną strefą" i mogę tam pokazywać emocje. Zrobiło mi się głupio, poczułam jakąś taką presję... Bo tak bardzo chciałabym się w tym temacie odblokować, ale tak bardzo nie potrafię. Może z jej pomocą mi się to uda.

Czym według Was są emocje? Czy zdarza Wam się rozpłakać podczas rozmowy z kimś? Czy jesteście w stanie nie tylko powiedzieć komuś o przeżywanej aktualnie emocji, ale również ją wyrazić płaczem, krzykiem, uśmiechem? 

Ja nie potrafię, jestem totalnie zamrożona w tym temacie. Racjonalizuję wszystko do bólu i tym samym tłumię w sobie.


2 komentarze

  1. Wyrażanie emocji jest potrzebne. Tłumienie ich to jedynie odwlekanie na późniejszą porę. Jeśli teraz jesteś np zła to teraz tą złość pokaż, bo z czasem może to uczucie się nasilić i nie wiadomo kiedy zostanie uwolnione. Niektórzy obrażanie kogoś uznają za okazywanie emocji. Przykładowo "powiedziałam, że jesteś skończonym debilem, bo nie chciałam tłumić w sobie emocji". Cóż, dla niektórych to jest to samo. Ale każdy człowiek ma prawo do uczuć, a każda emocja kryje ze sobą jakąś przyczynę, mniej lub bardziej skomplikowaną. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba norma, że oni (terapeuci) tak uważają. Nie żebym się nie zgadzał, na swojej grupowej terapii, gdzie jedna sesja w tygodniu polegała na oglądaniu i omawianiu filmów starałem się rozpłakać (chciałem, próbowałem, mówiłem do swojego wewnętrznego dziecka, że może - że tu obrońca nie jest potrzebny i może sobie pójść posiedzieć pod drzewem)... i nic. Kiedy jestem sam - w domu, z żoną - mam łzy w oczach i ściśnięte gardło na co drugim serialu (ostatnio Chicago Fire). W codziennych sytuacjach podziwiam ludzi, którzy mają emocje wypisane na twarzach a serce na dłoni - jednocześnie gardzę sobą za "okazywanie słabości" i jestem dumny kiedy "panuję nad emocjami". Chociaż to nie jest takie jednowymiarowe, przecież emocje borderów są "skrajne". Impuls wystarczy żeby umysł się ulotnił. Wtedy kiedy statystyczny (żeby nie mówić - normalny) człowiek lekko się uśmiechnie, mnie uskrzydla zachwyt. Kiedy normalnemu będzie przykro, ja wpadam we wściekłość. I jak tego nie mrozić i nie chować? Ostatnio ćwiczona kilka miesięcy uważność zaczyna pomagać. Czasem zaskoczony zauważam "o! wściekłość, napięte mięśnie szczęki, drżenie warg, znowu smak krwi w ustach" i zatrzymuję się w pół kroku, albo słowa. Kiedy się spodziewam, to mrożę się z góry na kilka minut: miałem krótki biofeedback i mój wskaźnik stresu prawie nie drgnął - dopiero po zdjęciu czujnika poczułem jakbym właśnie zszedł z rollercoastera.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, że chcesz się ze mną podzielić swoimi przemyśleniami!

© Sleepwalker | Wioska Szablonów | X | X