Cóż to był za dzień! Byłam z ojcem godzinę na rowerach, potem poszłam jeszcze pobiegać. Tyle sportu to ja nie miałam od kilku miesięcy.
Jest lepiej niż było. Potrafię się spotkać z przyjaciółką, potrafię zadzwonić do siostry czy babci. W pracy zaczyna mi się podobać.
Wróciłam do rysowania. Staram się codziennie coś naszkicować żeby się szkolić – i nie przejmować się, że nie wychodzi, bo praktyka czyni mistrza :)
Nie pisałam długo, bo nie miałam natchnienia, a w końcu to blog jest dla mnie a nie ja dla bloga. Nie będę się zmuszać.
Byłam dzisiaj u lekarza. Miesiąc temu zwiększył mi dawkę Oroesu i od tej pory zaczęło się poprawiać. Szału ni ma, ale już potrafię cokolwiek zrobić. Na przykład poprosić o pomoc. Poprosiłam przyjaciółkę żeby pomogła mi znaleźć psychoterapeutę. Wcale nie było łatwo o to poprosić, nosiłam się z tym kilka dni, a jak doszło co do czego to ledwo to wykrztusiłam. Nie wiem czy A. wie jak trudne to dla mnie było.
Lekarz postanowił, że zostajemy na tych dawkach, które mam i wypisał mi recepty na trzy miesiące. Jest tylko jeden problem. Wstępna diagnoza… najbliżej mi do borderline. No jak się o tym dowiedziałam to czułam się jak wtedy, kiedy wypowiedział słowo depresja - jakbym dostała w pysk.
To na razie wstępna diagnoza, więc może to nie prawda. Tak naprawdę przekonam się jak w końcu pójdę na tę terapię.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dziękuję, że chcesz się ze mną podzielić swoimi przemyśleniami!