…Kocham ciebie w domu,
Kocham cię na mieście…
Dość milczałam! Zrozum!
Dziś wygarnę wreszcie:
Mówiąc o miłości
trzymasz mnie pod kluczem,
no, a mnie to złości,
a ja chcę ci uciec!
Chciałbyś mnie jak owoc
trzymać stale w ręce,
pleść ze słowem słowo
w życiu i w piosence.
Lecz do tego tekstu
ja się nie nadaję –
czasem kocham, jestem,
a czasem – przestaję.
Tak to jest u ludzi,
że przy cieniu cień…
Przy mnie można
budzić się co drugi dzień!
I choć drżą mi ręce
nad pointą tą –
nie zobaczysz więcej
oczu mych za mgłą!
Bo nie można wcale
mnie na co dzień mieć.
Chociaż bardzo chciałam
nie umiałam chcieć.
Agnieszka Osiecka
Do daty, w której po raz pierwszy napisałam o tym, że zaczęłam się głodzić.
I do daty, w której po raz pierwszy napisałam o depresji.
Ten wiersz zapisałam w dzienniku w 2012 roku. Niestety dalej idealnie do mnie pasuje... mam nawet wrażenie, że bardziej niż wtedy.
Nie dotyczy to tylko związków romantycznych, ale wszystkich moich relacji międzyludzkich. Wszystko jest dobrze dopóki ktoś nie wymaga ode mnie stałości, wierności, zaangażowania, długotrwałego wsparcia.
Nie dotyczy to tylko związków romantycznych, ale wszystkich moich relacji międzyludzkich. Wszystko jest dobrze dopóki ktoś nie wymaga ode mnie stałości, wierności, zaangażowania, długotrwałego wsparcia.
Chociaż bardzo chciałam / nie umiałam chcieć.
Czytałam wczoraj moje stare dzienniki - od 2006 roku. Zaskoczyło mnie to jak niewiele pisałam o tym co działo się we mnie i o tym co działo się w domu. Pewnego dnia zapisałam, że rok wcześniej prowadziłam różne dzienniki i nosiłam czerwone bransoletki co oznacza, że się głodziłam. Innego dnia wspomniałam, że mój ówczesny chłopak jest bardzo czuły i miły i zastanawiałam się czy to dlatego, że powiedziałam mu o myślach samobójczych i depresji.
A o czym pisałam? O swoich idolach. O spotkaniach z nimi, o marzeniach z nimi związanych, o znajomych z fanclubów. Uciekałam w wyimaginowane światy... Sama nawet zapisałam w pewnym momencie, że przespałam poprzedni rok właśnie przez zaangażowanie w sprawy związane z idolem. Myślę, że robiłam to celowo, nie sądziłam, że będę chciała sobie kiedykolwiek przypomnieć to, co działo się pod tym snem.
Czytałam wczoraj moje stare dzienniki - od 2006 roku. Zaskoczyło mnie to jak niewiele pisałam o tym co działo się we mnie i o tym co działo się w domu. Pewnego dnia zapisałam, że rok wcześniej prowadziłam różne dzienniki i nosiłam czerwone bransoletki co oznacza, że się głodziłam. Innego dnia wspomniałam, że mój ówczesny chłopak jest bardzo czuły i miły i zastanawiałam się czy to dlatego, że powiedziałam mu o myślach samobójczych i depresji.
A o czym pisałam? O swoich idolach. O spotkaniach z nimi, o marzeniach z nimi związanych, o znajomych z fanclubów. Uciekałam w wyimaginowane światy... Sama nawet zapisałam w pewnym momencie, że przespałam poprzedni rok właśnie przez zaangażowanie w sprawy związane z idolem. Myślę, że robiłam to celowo, nie sądziłam, że będę chciała sobie kiedykolwiek przypomnieć to, co działo się pod tym snem.
Tropem długopisa
Kiedy czytałam te dzienniki czułam się jak detektyw. Naprawdę chwilami pisałam takim szyfrem, że mi samej ciężko było dociec co tak naprawdę miałam wtedy w głowie i o co mi chodziło. Zawsze się bałam, że ktoś przeczyta o moich sekretach, o tym, że mam swoje problemy, że mam problemy ze sobą. Zakładałam też wiele różnych zeszytów. Były zeszyty do zapisywania postępów w odchudzaniu - te trzymałam zawsze w najciemniejszych zakątkach szuflad, szaf, łóżek żeby tylko nikt ich przypadkiem nie znalazł. Prowadziłam blogi - też przede wszystkim o odchudzaniu, które później usuwałam z sieci. Natomiast w głównym dzienniku zapisywałam same neutralne sprawy - takie, o których ewentualny nieproszony gość mógłby przeczytać i nic by się konkretnego nie dowiedział. Nie wszystko dzisiaj pamiętam, wiem za to, że wiele zeszytów zniszczyłam. Myślę, że sama padłam ofiarą swojej ostrożności. Zastanawiam się czy przypadkiem nie było tak, że pisałam o tych idolach a w innym zeszycie (który później został zniszczony) zapisywałam to, co naprawdę ważne..?Udało mi się jednak dotrzeć do trzech ważnych dat.
Do daty, w której moja mama miała próbę samobójczą.Do daty, w której po raz pierwszy napisałam o tym, że zaczęłam się głodzić.
I do daty, w której po raz pierwszy napisałam o depresji.
Znam siebie na tyle, że wiem, że skoro o tym napisałam to znaczy, że działo się to już nieco wcześniej - stało się to już jakąś moją normalnością, moim codziennym życiem.
Wcale nie mam ochoty o tym mówić terapeutce. Nie wiem jeszcze co zrobię.
Postaram się podjąć temat na terapii.
Na której powinnam też powiedzieć o tym, że mam myśli autoagresywne - o cięciu się i głodzeniu. Z głodzeniem to już taki początek czynu... Okazało się, że mam współlokatorkę anorektyczkę, rozmawiałyśmy sporo. Prosiła mnie o radę i oczywiście powiedziałam jej, że ma iść do psychiatry, że jej pomogę i inne takie pierdoły... Ale w środku zazdrościłam jej tego jaka jest chuda, jaka silna i wytrwała.... I poczułam się bardzo gruba.Wcale nie mam ochoty o tym mówić terapeutce. Nie wiem jeszcze co zrobię.
Wzruszył mnie wiersz, który zamieściłaś na początku wpisu. Czułam się bardzo przygnębiona czytając kolejne wersy Twoich rozmyslań. Daleka droga przed Tobą. Jednak wierze, że ze wszystkim sie uporasz!
OdpowiedzUsuń