Moja twórczość

Obrazy na sprzedaż

Ketipinor

Minął tydzień. Nogi mnie swędzą, bo się goją. Ale jak to mówią cierp ciało jak się chciało.

Tak trochę staram się do tego podchodzić z humorem, bo inaczej to przecież bym się… znienawidziła.


W poniedziałek dostałam od lekarza receptę na kolejny lek. Ketipinor 25mg. Powiedział, że przepisuje mi go, aby mnie stłumić, wyciszyć. A to dlatego, że mam mnóstwo agresji w sobie i żalu, a w dodatku kiepsko ze snem. Tutaj mógł pomyśleć, że trochę się mieszam w zeznaniach, bo na drugiej wizycie mu powiedziałam, że raczej nie mam problemów ze snem, a na trzeciej, że mam… No, ale się zmieniło, co poradzić. Może to przez Oroes.

Co nieco o leku:
Lek z grupy neuroleptyków, należący do grupy pochodnych diazepiny, stosowany w leczeniu schizofrenii i choroby afektywnej dwubiegunowej.

Brzmi groźnie, ale nie ma tak źle. Poza tym, że to neuroleptyk, czyli już dużo poważniejszy lek niż Oroes.

W schizofrenii i CHaD stosuje się dużo wyższe dawki niż moje. Ja mam max. 75mg, a w tych chorobach jest nawet i 600-800mg. Lekarz mi powiedział, że można nawet dojść do 1000mg/dobę. Z tego, co czytałam w internecie to często w depresji lekarze przepisują właśnie kwetiapinę na problemy ze snem.

A teraz jak to ustrojstwo na mnie działa… To jest ciekawa rzecz. Mogę sobie ustalać dawkowanie sama byleby nie przekroczyć 75mg. Jedna tabletka ma 25mg. Więc mogę brać w schemacie rano-popołudnie-wieczór np. 0-0-25, albo 25-0-25, albo 25-25-25, albo 25-0-50. Bez sensu byłoby brać 25-0-0, bo w nocy bym nie spała ;)

Pierwszą tabletkę wzięłam w poniedziałek wieczorem… I teraz relacja. Do czwartku miałam wolne, w piątek pierwszy dzień szłam do pracy (okres ochronny się skończył ;) )

wtorek: obudziłam się po dosyć niespokojnym, ale nieprzerywanym śnie, spałam ok. 9 godzin. Jak się przebudziłam to ok. 15 minut zastanawiałam się czy mogę wstać, bo kręciło mi się w głowie. Byłam trochę przymulona, ale koło południa ten skutek uboczny ustąpił i miałam po prostu… dobry humor! Miałam dość sporo energii i odwagi. Odwagi to nawet więcej niż sporo, zaskoczyłam samą siebie w jednej sytuacji ;) Pojawiła się we mnie jakaś taka… obojętność? Asertywność? Coś takiego, że kiedy nie miałam na coś ochoty to nie było dla mnie problemem zakomunikowanie tego.

środa: byłam bardzo przymulona. Tylko bym spała. Miałam kilka rzeczy do załatwienia, ale jak tylko mogłam to się kładłam i leżałam przynajmniej kilkanaście minut. Nastrój kiepskawy, takie trochę zombie byłam.

czwartek: obudziłam się podminowana, rozbita, rozdrażniona, agresywna. I tak było przez większość dnia. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Obiecałam rodzicom, że tego dnia zrobię wypasioną zapiekankę z makaronem i musiałam z tatą jechać do sklepu po zakupy. Nie wiem jak opisać ten stan. Chodziłam po sklepie i czułam się jakbym była obok siebie. Czułam się obca i patrzyłam na świat innymi oczami. Byłam zwyczajnie przyćpana. Jakieś takie odrealnienie mnie dopadło. Jak wróciłam do domu to wzięłam się za gotowanie, ale bardzo się trzęsłam, rozpierała mnie jakaś taka chora energia. Kiedy brat zrobił coś nie po mojej myśli to ostatkiem sił powstrzymałam się żeby się na niego nie wydrzeć. Wzięłam połówkę Alproxu, czyli 0,25mg i po chwili troszkę się uspokoiłam. Dalej się trzęsłam, ale nie byłam w środku tak roztrzęsiona. Zastanawiałam się czy nie wziąć całej tabletki, ale wiedziałam, że czeka mnie wizyta u fryzjera z przyjaciółką i wspólny obiad, więc przeczuwałam, że jej obecność mi pomoże. I rzeczywiście tak się stało, wieczorem już byłam sobą.

piątek: pierwszy dzień w pracy na lekach. Byłam śpiąca, ale nie jakoś bardzo. Lek zdecydowanie mniej teraz działa nasennie, nie jest tak jak pierwszego dnia – obuchem w łeb i spać. Teraz mam wrażenie, że po prostu wspomaga zasypianie. Byłam trochę nieobecna, miałam zwiechy, ale umiałam rozmawiać z ludźmi. Było dobrze (w dalszej części Wam napiszę o „chłopcu”, który pojawiał się w poprzednich notkach). Na nockę nie wzięłam Ketipinoru, bo jednak się bałam, że nie obudzę się na nocne obchody… Muszę któregoś dnia spróbować wziąć go jak będę zmęczona i spróbować nie spać żeby zrobić sobie próbkę przed wzięciem go w pracy. Niby już nie działa tak silnie, ale łatwo się mówi jak w każdej chwili mogę się położyć do łóżka…

sobota (dziś) : rano, gdy wróciłam z pracy wzięłam zaległą tabletkę, ale zupełnie nie czułam działania nasennego. Pomyślałam, że to idealny moment żeby powoli zwiększyć dawkę i wzięłam drugą. Chcę dojść do 25-0-50. Mam nadzieję, że przy takim zestawieniu osiągnę cel, który z lekarzem chcemy osiągnąć, mianowicie wyciszenie tego agresora, którego mam w sobie. Na pracę z emocjami jeszcze przyjdzie czas, na razie chcę się stłamsić żeby przed podjęciem tej pracy nie zrobić sobie albo komuś jeszcze większej krzywdy.

Podsumowując. Nie wiem czy to Oroes zaczyna działać czy to po prostu Ketipinor mnie uspokaja, albo może to wpływ rodzinki, z którą teraz mieszkam (czyt. mam z kim pogadać), ale czuję się zdecydowanie lepiej niż tydzień temu, gdy się pocięłam.

Co do chłopca… Daję mu szansę. Może zrobiłam głupotę (choć nie wydaje mi się), ale on nie daje za wygraną i poprosiłam go wczoraj żeby do mnie przyszedł na stanowisko i poszliśmy na spacer. Powiedziałam mu, że naprawdę świetny z niego facet, ale trafił na najgorszy możliwy moment w moim życiu i ma pecha. Zapytał się czy chodzi o jakieś poprzednie związki, powiedziałam mu, że nie, że po prostu sporo się w moim życiu dzieje i nie mam ani ochoty, ani siły na angażowanie się w jakiekolwiek nowe znajomości. W dalszej rozmowie powiedziałam mu, że… mam depresję. Pomyślałam – no cóż, jak rozgada to będzie wiadomo, że nie wart żadnej uwagi, a ja i tak nie chcę tam pracować xD Zachował się bardzo w porządku, okazało się, że ma w najbliższym otoczeniu już kogoś z depresją. Powiedziałam mu też, że w związku z tym albo uzbroi się w anielską cierpliwość albo niech zawczasu odpuści, bo inaczej nie ma sensu. Powiedział, że jest cierpliwy. I przyniósł mi obiecaną kiedyś gorącą czekoladę na moje stanowisko. (Wymawiałam się kilka tygodni temu ze spotkania z nim, zapraszał mnie właśnie na gorącą czekoladę. Kiedy dałam mu do zrozumienia, że nie ma szans na spotkanie po pracy to powiedział, że czekolada przyjdzie do mnie).

Dzięki temu, że tak przedstawiłam mu sprawę czuję się wolna w tej znajomości i nie boję się, że zrobię coś nie tak. Przedstawiłam mu sytuację i jak chce to niech się stara. A ja wcale nie muszę mieć ochoty z nim rozmawiać. Ot co.

Może zrobiłam głupio, ale on wydaje się być taki… normalny. Taki swojski. Wydaje się, że można mu zaufać. Cóż, najwyżej się przejadę na własnej naiwności. Jestem dobrej myśli.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Dziękuję, że chcesz się ze mną podzielić swoimi przemyśleniami!

© Sleepwalker | Wioska Szablonów | X | X