Mogłam się przez przypadek zabić. A nie miałam takiego zamiaru.
Zamknęłam drzwi od środka, cięłam się, pomieszałam alprox z alkoholem. No idiotka normalnie, jak debilka jakaś. Dobrze, że miałam na tyle rozsądku, że przypilnowałam, aby narzędzie do cięcia nie mogło wejść za głęboko. Niech to szlag.
Urwał mi się film. Wnioskując z historii przeglądania miałam bardzo sentymentalno-rozrywkowy wieczór. Pamiętam, że śpiewałam. Akcja rozgrywała się pomiędzy 16 a 20. Pamiętam, że śpiewałam z Emilie Autumn…głośno. A potem już nie pamiętam, ale wychodzi na to, że słuchałam Ich Troje, Paktofoniki, Zabili mi Żółwia. Potem przeszłam na ising i śpiewałam karaoke. Współczuje sąsiadom. I się cięłam. Pff…
Obudziłam się przed 3 w nocy. Spojrzałam na siebie, przestraszyłam się i zadzwoniłam do rodziców. Przyjechali i zabrali mnie do siebie. Rozważaliśmy szpital psychiatryczny. Ale tak czy inaczej najpierw musiałam iść do swojego lekarza. Spotkałam się z nim wczoraj. Dał mi silniejsze leki. Powiedział, że nie jest pewien czy mieszkanie z rodzicami w moim przypadku to dobry pomysł (oni sami mają depresję i wiele innych problemów ze sobą), czy oni będą umieli się mną zająć. I gdyby się tak zdarzyło, że pojawiłyby się jakieś myśli czy plany samobójcze to mam dzwonić na 112 albo jechać na izbę przyjęć do szpitala, bo wszystko jest lepsze niż samobójstwo. Że jak się zabiję to już na śmierć.
Z jednej strony te ostrzeżenia wydają mi się trochę na wyrost, ale z drugiej – już nie wiem czego się mogę po sobie spodziewać.
I tak sobie myślałam o wartości życia. O tym, że to naprawdę niesamowite doświadczenie… walczyć o życie. Ze sobą. Trzeba poznać wartość życia, trzeba docenić tę wartość żeby mieć siłę o nie walczyć.
To nie jest tak jak w innych chorobach, w chorobach ciała. Na przykład w przypadku raka. Tam to rak jest agresorem. A w depresji jestem nim ja sama. I muszę walczyć z samą sobą żeby się nie zniszczyć. Życie jest tego warte.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dziękuję, że chcesz się ze mną podzielić swoimi przemyśleniami!