Czy jestem chora?
Od kilku dni mam rozkminy nad tym czy ja w ogóle jestem chora na jakąkolwiek depresję.Gdzieś z tyłu głowy siedzi mi Lot nad kukułczym gniazdem, w którym główny bohater tak długo siedział w szpitalu psychiatrycznym aż zwariował... (choć to zależy od fantazji autora - pomiędzy książką a wersją filmową są pewne różnice).
Może ja wcale nie mam ani żadnej depresji, ani żadnych manii, hipomanii... i nie mam żadnego borderline tylko zwyczajnie nie potrafię kochać?
Może każdy tak ma, a tylko ja nie potrafię sobie z tym poradzić?
Może moje leczenie nigdy się nie skończy, a tak naprawdę jestem zdrowa i ci lekarze zrobią ze mnie wariatkę?
Choroba afektywna dwubiegunowa!
Fajnie, tylko który to biegun?
Tak, wiem. Miałam spać cały tydzień. Plany są jednak po to, żeby je zmieniać i nie wszystko jest tak, jak się tego spodziewałam.Powiedzmy, że mogłabym nie wychodzić z łóżka (lenistwo?), ale nie potrafię za bardzo spać. Mam w sobie jakąś niemoc, również w kwestii spania. Dużo jem. Za dużo. Czuję się gruba i brzydka. Widzę swoje blizny na nogach, dostrzegam je - a już ich nie widziałam, prawie stały się częścią mnie.
Nie dość, że ze spaniem kiepsko to jeszcze zaskoczyła mnie kolejna niespodzianka - ta dam! Trzeba iść do pracy! I tak właśnie wylądowałam tu gdzie jestem, czyli w kanciapie z monitorami ze śpiącym za moimi plecami kolegą. Ja nie śpię. Czy mi się chce spać? Nie wiem, obojętne mi to.
No właśnie.
Obojętność! Depresja czy normalność?
Nie mogę powiedzieć, że jestem tak w pełni, depresyjnie, obojętna. Chociaż może? Jejku, nie wiem. Jestem obojętna do momentu, gdy ktoś nie spróbuje mi zaburzyć mojego komfortu. Wtedy się denerwuję. No i jak wspominałam nie jestem obojętna na swoje ciało - jestem nim zdegustowana. I odczuwam też stres, napięcie w ciele.
Przytoczę świeże wspomnienie, zaledwie sprzed godziny.
Północ, czyli trzeba iść na obchód. Dobra, to zacznę od papierosa. Jaki mamy dzień? A, piątek... właściwie to sobota, bo już po północy.
Jutro Uwodziciel jest w pracy... A we mnie ta obojętność. Cały tydzień obojętności. Przecież ja prawie o nim nie myślę.
Rozmawiałam z nim w środę przez telefon... Dwie krótkie rozmowy.
"Cześć kochanie, miłego dnia ci życzę" i "Słoneczko ja już idę spać, dobrej nocy!".
Nie, to nie prawda. To tylko moje słowa, a przecież on też mówił.
A mówił piękne słowa. W porannej rozmowie na koniec powiedział: "jestem z tobą i... powiedziałbym to słowo na k..., ale no... coś takiego". Tak, wie, że gdyby to powiedział to bym nie uwierzyła. Byłabym na niego zła. Ale powiedział to - nie mówiąc tego. Uśmiechnęłam się, było miło... ale oczywiście nie uwierzyłam.
Druga rozmowa, powiedział: "Przejdziemy przez to razem, będę w tym z tobą, poradzimy sobie". Też miłe. Też nie uwierzyłam. Jednak miło, że to powiedział.
Dlaczego jestem taka... obojętna?
Zmarnowany tydzień miłości.
Te krótkie rozmyślania na papierosie skłoniły mnie do napisania tej notki. Czy to działanie leków? Czy to depresja? Czy to depresja pomieszana z lekami? Co się dzieje?
Nie jest wystarczająco źle, aby było źle i nie jest wystarczająco dobrze, aby było dobrze.
A może to jest właśnie normalność?

nie umiem opisać swoich przeżyć. kiedy czytam to co piszesz... tak jakbym siebie czytała. Ale. nie bierz wszystkiego do choroby czy zaburzenia! Zakochanie = rozchwianie i huśtawki tez u normalsow jesli w ogóle istnieja. Czy różne egzystencjalne pytania tak samo... mają prawo być.
OdpowiedzUsuń