Ale po co skoro mogę pisać o Uwodzicielu?
Tak naprawdę to dalej jest mi źle. Jestem w rozsypce, choć rozsyp poddałam zawieszeniu przez przeprowadzkę do rodziców. Kiedy orientuję się, że myślę o czymś nieprzyjemnym to uciekam w myśli o nim.
Jest moja ucieczką, przykryciem... Takim kocem, który narzuca się na fotel pełen brudnych ubrań, gdy przychodzą niespodziewani goście.
Jestem w podobnym stanie jak na początku wakacji. Znowu, teoretycznie, nie mam nic do stracenia i chcę szaleć, szaleć, szaleć..! Żeby tylko nie myśleć. Jest natomiast znacząca różnica pomiędzy moją relacją z Uwodzicielem na początku wakacji a czasem obecnym - wtedy nie był jeszcze mój. Co prawda byłam ogromnie spragniona jego dotyku lecz nie chciałam wyjść na naiwną i głupią dlatego udawałam obojętność. Obawiałam się sytuacji, w której usłyszę, że nasze znaczące rozmowy były tylko żartem i on nic takiego nie miał na myśli. Teraz już nie mam się czego bać. Mogę się w nim zatopić, utopić, utonąć... I się nie wynurzyć.
Wtedy też byłam po (w trakcie?) ataku potężnej depresji, miałam jej już dość i szukałam wytchnienia.
Też miałam dość odpowiedzialności i... życia.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dziękuję, że chcesz się ze mną podzielić swoimi przemyśleniami!