Wspólnota
Dzisiaj zwiałam ze spotkania wspólnoty, bo się bałam. Nie potrafiłam po prostu tam zostać. Nie chciałam tam być. Lęk, lęk, lęk.
Staram się codziennie myć, nie unikać rozmów ze współlokatorkami... Ale znowu czuję się nijaka, jak robot.
Jak słyszę pytanie "i co tam dobrego?" to szlag mnie trafia, bo wcale nie mam ochoty mówić o tym, co dobre, gdy dzieje się tyle złego. Tyle cierpienia we mnie, wokół mnie.
Dużo lęku. Wielka niewiadoma przyszłości. Nieumiejętność życia dzisiaj. Brak apetytu. Spodziewanie się samych złych doświadczeń. Lęk przed odrzuceniem. Nienawiązywanie kontaktu wzrokowego z ludźmi. Spowolnione myślenie.
Depresja.
To fragment mojego postu z 17. października.
Dwa dni później dostałam maila od księdza, opiekuna wspólnoty, w którym nawiązywał do tego, że opuściłam już drugie spotkanie modlitewne i że prawdopodobnie nie dbam o zdrowie. Pokazałam tego maila trzem osobom, których opinia jest dla mnie znacząca, aby w ogóle dojść do tego, co ksiądz mógł chcieć przekazać i móc mu dojrzale odpisać.
W każdym razie ja, gdy przeczytałam tego maila, zwyczajnie się popłakałam. To w pewnym sensie sukces, bo przez ostatnie miesiące nie płakałam. Skłoniło mnie do tego poczucie bycia niewystarczającej, niespełniającej oczekiwań i zależnej. Czułam się gorsza.
Myślę, że porozmawiam z nim o tym za jakiś czas, bo prawdopodobnie źle się rozumiemy.
Samotność
Przez tego maila poczułam się wyobcowana u siebie w mieszkaniu i jeszcze dotkliwiej poczułam swoją samotność. Zorientowałam się, że poza ludźmi, z którymi mieszkam, nie znam tu nikogo. Powoli poznaję ludzi w pracy, ale nie wiem czy w ogóle warto się tam angażować w jakieś relacje, bo nie wiadomo czy będę tam pracować. To taki głupi czas kiedy tęsknie za starymi znajomymi a nowych jeszcze nie mam. Wierzę, że uda mi się zbudować tutaj życie, ale na razie jest bardzo ciężko.Depresja
Mój zły stan trwa w najlepsze. Jestem bardzo ociężała. Przypomina mi to stan, w którym się jest, gdy poprzedniego dnia za dużo się płacze - wtedy następnego dnia boli człowieka głowa, organizm jest słaby, kończyny ciężkie, umysł zdekoncentrowany, człowiek jakby był spuchnięty. Tak się czuję każdego dnia. Bolą mnie też mięśnie, stawy... Życie mnie boli. Staram się to przełamywać - na przykład dzisiaj byłam w teatrze. Jednak kiedy słyszę: daj z siebie więcej, to czuję tak ogromną frustrację, niezrozumienie i bezsilność, że tylko usiąść i płakać. Potrzebuję delikatności. Takiej, która wypływa z ust Jezusa kiedy mówi thalitha kum.
Uwodziciel
Mam wrażenie, że spotkanie, które zaplanowaliśmy z Uwodzicielem, będzie naszym ostatnim spotkaniem. Tak to teraz czuję. Być może jest to spowodowane depresją, nie będę mu na razie nic mówić (zasada pierwsza: w depresji nie podejmuj żadnych ważnych decyzji!).
Nie tak chciałem żyć
Boże, pychę moją złam!
Niszczę to, co pokochałem
Kocham to, co zniszczyć mam.
(tekst: Sting; tłumaczenie: Roman Kołakowski)
Mój wewnętrzny dylemat cały czas trwa. Czytam teraz książkę, której autorem jest Alban McCoy "etyka chrześcijańska" - chcę się z niej dowiedzieć czym w ogóle jest moralność, jak ocenić czy coś jest dobre czy złe.
Pozwolę sobie przepisać fragmenty, które zaznaczyłam, a które tłumaczą czym jest moralność i amoralność.
Moralność
"(...)kwestią najbardziej podstawową dla naszych decyzji jest troska o osiągnięcie pełni człowieczeństwa. Tę pełnię Arystoteles nazywał eudaimonia, św. Tomasz z Akwinu natomiast beatitudo. Obydwa te terminy można z powodzeniem przetłumaczyć w ten sam sposób, posługując się słowem szczęście " s. 16
"Nasze zachowanie ma wpływ nie tylko na innych, ale także na nas samych, to znaczy na nasz charakter i nasze człowieczeństwo. Jeżeli w sposób swobodny obieram pewien kierunek, w którym ma zmierzać moje życie (chodzi tu o ogólne nastawienie, a nie jakieś konkretne przedsięwzięcie), to muszę również wybrać pewien spójny zestaw zasad, którymi będę się na co dzień posługiwał." s. 16
"Moralna dojrzałość polega na przyjęciu odpowiedzialności wynikającej z osobistej wolności." s. 16
"Nasze postępowanie zawsze jest dobre lub złe, właściwe lub błędne, dalekosiężne lub krótkowzroczne." s. 17
"Jak zatem odzyskać ten głębszy sens pojęcia moralności? Istnieje powszechna zgoda co do tego, że moralne jest to, co w jakiś sposób dobre, ale nie ma już tej pewności dla kogo dobre i w jaki sposób. Dla mnie, dla ciebie, dla nas, dla białych, czarnych, Europejczyków, Chińczyków, dorosłych, dzieci, ludzi z wysokim IQ?" s. 23
"Przez dobro moralne rozumiemy coś, co jest dobre pod każdym względem, mówiąc inaczej, dobre z absolutnego punktu widzenia, to znaczy z punktu widzenia osoby ludzkiej, niezależnie od tego, kim ona jest" s. 24
"Moralność to bowiem troska o czyjąś duszę, a duchowe zdrowie oznacza osobową integralność, samorealizację, uczciwość i wierność prawdzie." s. 25
"Arystoteles zauważa, że niejednego człowieka zrujnowała jego odwaga, która jest przecież niezaprzeczalną cnotą i oczywistym dobrem. Czy w związku z tym jest ona nadal czymś pożytecznym? Jeżeli tak, to znaczy, że dobro moralne pozostaje niezależne od jego konsekwencji. Warto mieć w nim swój udział, nawet jeśli wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności ściągnie to na nas cierpienie. To samo możemy powiedzieć o prawdzie i sprawiedliwości. Czy są one warte poświęcenia naszych własnych interesów? Odpowiedź brzmi: oczywiście, że tak. W przeciwnym wypadku moralność jako taka byłaby jedynie pustym hasłem." s. 31
Amoralność (nihilizm)
"(...)nihilizm, który kwestionuje sens wszelkiej etyki, twierdząc, że jej przedmiot, to znaczy doświadczenie moralne, jest pozbawiony wszelkiego znaczenia." s. 33
"Pogląd ten, zwany słusznie amoralizmem, stawia w istocie następujące pytania: dlaczego mam w ogóle cokolwiek robić?; dlaczego nie wolno mi działać jedynie pod wpływem impulsu?" s. 33
"Kim więc jest tak naprawdę człowiek w pełni amoralny, o którym tutaj mowa? Ktoś taki z definicji nie uznaje niczego poza własnym interesem. Nie obchodzi go dążenie do prawdy ani troska o dotrzymywanie złożonych obietnic. Wszystko to ma dla niego znaczenie o tyle, o ile służy oszustwu i manipulacji innymi. Postawa amoralna uniemożliwia porzucenie zachowań, które inni oceniają jako niehonorowe, nieuczciwe lub po prostu złe. Zastanawiając się nad tym, co zrobić i kim być, osoba amoralna odrzuca wszystkie inne argumenty poza osobistą korzyścią. Unikając jakichkolwiek, choćby najmniejszych wątpliwości, wyznaje ona prostą zasadę, że to, co dobre dla niej samej, służy również dobru wszystkich (...) By pozostać konsekwentnym, człowiek amoralny powinien w ogóle zrezygnować z wszystkich moralnych ocen i zasad. Nie powinien on nawet wyrażać żadnej dezaprobaty wobec tego, co spotyka go ze strony innych. Komuś takiemu wolno co prawda nie chcieć lub nie lubić jakiegoś zachowania, nie może on jednak mówić: nie powinni mi tego robić albo: to nie w porządku." s. 36
"(...)amoralizm staje się żerowaniem jednego amoralnego jastrzębia na gołębim zachowaniu wszystkich innych" s. 37
Nie wiem czy to ma jakiś sens dla Ciebie, ale i tak to napiszę :-)
OdpowiedzUsuńTo może być dobry dla Ciebie czas na odpoczynek. Odpoczynek od pytań i poszukiwania na nie odpowiedzi. Odpoczynek od wątpliwości, lęku, niezrozumienia. Odpoczynek od dążenia do tego by być jakąś konkretną formą: kobietą, kochanką, pracownikiem, współlokatorem .... Taki odpoczynek znajdziesz w cichej modlitwie. Milczeniu. I na początek ten odpoczynek może trwać jedynie kilka sekund. Sekund w których będziesz tylko Ty i cisza. Ty i Bóg. Który nie osądza a miłuje. Który pragnie spotkania z Tobą. Który właśnie do Ciebie mówi: thalitha kum. Spróbuj, chociaż na chwilę się w Nim zanurzyć... .
Wierze że to może być dobry czas...