W moim życiu bywa tak, że podejmuję jakąś decyzję, o słuszności której na daną chwilę jestem przekonana, niezwłocznie podejmuję związane z nią działania, a po kilku dniach orientuję się, że to chyba nie był dobry pomysł. Rzadko da się wtedy zatrzymać lawinę toczących się zdarzeń.
Tak jest właśnie teraz.
Przeprowadzam się do innego miasta.
Wszystko zaczęło się zaledwie trzy tygodnie temu kiedy to poszłam do spowiedzi kierowana nagłym przypływem determinacji w dążeniu do Boga. Tam usłyszałam propozycję przeprowadzki do Krakowa, w którym jest największa część wspólnoty, z którą spędziłam rekolekcje. Zostały mi obiecane pomoc i wsparcie.
Co? Ja nie dam rady!?
Wróciłam do domu i od razu zaczęłam działać. Załatwianie tymczasowego dachu nad głową u koleżanek ze wspólnoty, zerwanie z Uwodzicielem, poinformowanie kierownika o zmianie miejsca zamieszkania i szukanie nowej pracy. Poinformowanie bliskich o podjętej decyzji.
Wszystko szło gładko.
Poza kilkoma szczegółami.
Miałam łatwo, bo to kierownicy z Krakowa dzwonili do mnie ze swoimi ofertami pracy, ale i tak gdy miałam oddzwonić do któregoś z nich to zbierałam się długi czas.Kosztowało mnie to bardzo dużo stresu i lęku. Do tego doszły pretensje do siebie, że przecież wszystko mam niemalże podane na tacy, a ciężko mi wykonać mały kroczek, aby do niej podejść i sięgnąć po wystawione pyszności.
O tym nikt nie wie. Ludzie widzą tylko, że w tak krótkim czasie znalazłam pracę i to na lepszych warunkach niż mam obecnie.
Miałam łatwo, bo koleżanki ze wspólnoty zgodziły się mnie przenocować przez jakiś czas do momentu kiedy nie znajdę czegoś swojego. To rozsądne posunięcie z mojej strony, bo prawie że nie znam Krakowa, a mieszkając z nimi poznam nieco miasto, jego rozkład i najdogodniejsze sposoby komunikacji. Bardzo miło z ich strony.
Jednak bardzo się przejmuję tym, że będę im siedzieć na głowie, jest mi wstyd, nie lubię być od kogoś zależna, mogę je wpędzić w kłopoty. Martwię się tym, że robią to tylko dlatego, że nie potrafiły mi odmówić, że żałują tej decyzji. Kosztuje mnie to dużo stresu, lęku, niepewności, obawy przed odrzuceniem.
Jest mi łatwo, bo potrafię podjąć decyzję i się jej trzymać. Jestem taka konsekwentna w swoim działaniu, niczego się nie boję, wierzę w siebie i w swoje możliwości, lubię przygody i mam mnóstwo energii, aby spełniać marzenia. Nikt nie wie, że właściwie nie do końca wiem dlaczego opuszczam swoje rodzinne miasto. Czy to dlatego, że naprawdę lubię Kraków? Czy to dlatego, że chcę się uwolnić od Uwodziciela? Czy to dlatego, że chcę, aby Uwodziciel za mną zatęsknił? Czy to dlatego, że interesuje się duchowością oraz uwielbiam krakowskie teatry? Czy to dlatego, że chcę uciec od marazmu, który mam tutaj w nadziei, że w innym mieście będę jakaś inna ja i wszystko zmieni się na lepsze? Tyle pytań bez odpowiedzi, a przecież powody podjętej decyzji są ważną kwestią i warto je znać. Bardzo się boję, że w Krakowie rozsypię się jeszcze bardziej, gdy zorientuję się, że nic się nie zmieniło i jestem tak samo beznadziejna jak byłam w swoim rodzinnym mieście.
Spojrzenie z zewnątrz i od wewnątrz
Gdy ludzie patrzą na mnie z boku widzą zmęczoną, ale szczęśliwą dziewczynę, która właśnie spełnia swoje marzenia. I to w jakim tempie! Jest pewna swego, zadowolona, pełna nadziei i planów na przyszłość. Och, jak wspaniale!Nie pokazuję ani nie mówię o tym, że zdarzają mi się ataki paniki, podczas których skulam się na podłodze i czekam aż przejdzie mi gonitwa myśli dotycząca tego w jaki sposób wycofać to wszystko. Nikt nie wie, że co chwilę mam nudności, całymi dniami męczę się z zawrotami głowy, drętwiejącą twarzą i językiem, czasem ledwo czuję usta. Bóle mięśni i kręgosłupa to też tylko i wyłącznie moja sprawa - stricte nerwicowa, więc po co się tym dzielić? Bezsenność, koszmary - tylko moje.
Pozory mylą
Tak, cieszę się, że przeprowadzam się do Krakowa. Nie umiem się doczekać aż w końcu tam będę.Jednak kosztuje mnie to dużo więcej niż jest widoczne na pierwszy czy drugi rzut oka. To dla mnie ciężka przeprawa i nie wiem czy korzyści wynagrodzą mi to wszystko, co przeżywam teraz.

Bardzo ciekawy post, a z klimat Krakowa na pewno ciężką przeprawę Ci zrekompensuje. Sama radość z przeprowadzki powinna być dla Ciebie czynnikiem motywującym do działania. Powodzenia i sukcesów :-)
OdpowiedzUsuńKraków jest piękny. Zakochasz się w nim, zobaczysz, a on zakocha się w Tobie :) Ciesz się na nowy start, ciesz się, że życie daje Ci czystą kartkę do zapisania.
OdpowiedzUsuńCzysta kartka... No nie wiem. Może nowy rozdział powieści ;)
UsuńKraków to piekne miasto. Mi zawsze będzie się ono kojarzyło z utracona przeze mnie szansą. Spędziłam tam 4 wspaniałe dni z charyzmatycznym, wspaniałym mężczyzna. Straciłam szansę na szczęście z nim, jednak Kraków zawsze przywoła piękne wspomnienia, własnie związane z nim. Tobie życze wszystkiego dobrego!
OdpowiedzUsuń