Moja twórczość

Obrazy na sprzedaż

Nic, chcę nie czuć nic

Wczoraj w pracy zaczęłam pisać notkę, ale zrezygnowałam. Nie chciałam znowu pisać, że jest źle. Pomyślałam, że mi przejdzie. Ale nie przeszło. Notka zapisała się jako szkic.

Tak, wiem. Biadolę i biadolę. Ale w życiu realnym nie biadolę, więc chociaż tutaj sobie pozwalam.

Gdyby tak ktoś wymyślił coś takiego żeby nic nie czuć. Żeby być pustym. To by było fajne.

I w tym miejscu postanowiłam, że nic nie piszę.

Zmieniłam zdanie.

Od akcji z cięciem tydzień temu chodzi mi po głowie cały czas jedna piosenka – dlatego, że w czasie, którego nie pamiętam (urwany film) słuchałam jej. Wiąże się z nią kilka lat mojego życia. Czas, w którym się odchudzałam z ruchem pro-ana i pro-mia. Ja byłam głównie w pro-ana. Po nawróceniu do Pana kategorycznie zakazałam sobie jej słuchać, bo wiedziałam, że nie jest do dla mnie dobre. Chodzi o piosenkę O.N.A. – Szpetot, jak ktoś chce to niech sobie posłucha, nie chcę jej wstawiać na bloga.

Dlaczego o tym piszę?

Dzisiaj wróciłam z pracy (po 24h) i zaraz poszłam spać. Obudziłam się po 12, zapaliłam papierosa i chciałam dalej iść spać. Cały czas z myślą, że wspaniale byłoby nic nie czuć, tak zniknąć. Nie chodzi mi o samobójstwo, broń Boże, ale tak po prostu zniknąć, rozpłynąć się, przeczekać to życie. Oczywiście zaraz pojawiła się w głowie ta piosenka, która zaczyna się słowami „nic, chce nie czuć nic”. I naszła mnie taka bardzo silna myśl, aby znowu się odchudzać. Nie chodzi tutaj o to żeby rzeczywiście schudnąć (choć przyznam, że ilość spożywanego przeze mnie jedzenia mnie zatrważa, boję się, że przytyję), ale żeby mieć nad czymś kontrolę. Coś czym mogłabym się zająć, zająć myśli, zająć całą siebie. Równocześnie pozwolić sobie na jakąś formę autodestrukcji. To jest chore. Nie mówiłam mojemu psychiatrze zbyt dużo o tych latach odchudzania, ale dzisiaj myślę, że zdecydowanie muszę położyć nacisk też na ten fragment mojego życia. To cały czas jest we mnie żywe. Jest to jakiś etap w życiu, który porzuciłam, a za którym nadal część mnie tęskni.

Dzisiaj jest ze mną naprawdę źle. Po pierwsze te myśli o odchudzaniu, po drugie poczucie, że rodzice mnie nie chcą w mieszkaniu, że tu przeszkadzam. Minął tydzień, więc już trochę zapomnieli o tym, co się stało. Zapomnieli, że jest źle. Po trzecie myśli o tym, że Bóg mi nie pomaga, że mi przeszkadza i pytanie czy ja w ogóle chcę z Nim być? Chciałabym się po prostu poddać, porzucić wiarę, zacząć się odchudzać, pieprzyć to wszystko i całe to życie, w którym nie mam żadnych celów. Olać wszystkie obowiązki. Może zasłużyć na szpital psychiatryczny i tam się zamknąć żeby nic nie musieć. Przestać walczyć ze sobą.



Pewnie żałośnie to brzmi, wiem o tym. Ale to mam w głowie do jasnej ciasnej :/ Co ja poradzę? Tak myślę no. Temperatura mi skacze jakoś dziwnie, może to z tłumionych emocji? najpierw mam 37.0, po pół godziny 36.6, po kolejnym pół godziny 37.2. Tak, to tylko stan podgorączkowy, przesadzam i w ogóle. Ale takie skoki są strasznie męczące.



Nic.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Dziękuję, że chcesz się ze mną podzielić swoimi przemyśleniami!

© Sleepwalker | Wioska Szablonów | X | X