Od kilku dni zbieram się, aby napisać tego posta. Na początku było mi wstyd. Przed czym? Otóż wstydziłam się tego, że... się pogorszyło. Wiem, głupie. Szczególnie, że ten blog jest o chorobie afektywnej dwubiegunowej, która charakteryzuje się tym, że raz jest lepiej, a raz gorzej. Jednak przejmowałam się tym, że przecież było tak normalnie, tak dobrze, tak spokojnie. Choć nie do końca. W okolicach 7-10 sierpnia zaczęła mi się lekka hipomania. Było to na pewno po części spowodowane poznaniem M., zakochaniem. Myślałam jednak, że dobrze sobie z tym poradziłam - nie zrobiłam żadnej głupoty, nie wzięłam żadnego kredytu, nie wykupiłam połowy żadnego sklepu itp. Gdyby nie obecny stan to nie wierzyłabym, że to rzeczywiście była hipomania.
No właśnie - obecny stan. Jestem na L4, mam fazę dosyć ciężkiej depresji.
W poniedziałek zwolniłam się wcześniej z pracy, bo już nie umiałam wytrzymać. Zero skupienia, spowolnione ruchy, nadmierna płaczliwość. W dodatku przedtem trudny weekend - pełen płaczu, przynaglających do czynu myśli autoagresywnych, poczucia beznadziei. Powiedziałam w pracy, że mam problem z żołądkiem i że potrzebuję L4. Ponieważ do mojego mieszkania przyjechała na kilka dni córka właścicielki, odstąpiłam jej mieszkanie na czas pobytu, a sama przeniosłam się do babci. Poprosiłam ją wcześniej żeby pilnowała żebym się codziennie myła, żeby mnie wyciągała na spacer, wmuszała we mnie coś zdrowego i żebym wstawała przed 10. Niewiele z tego udaje nam się zrealizować. I też wcale nie czuję się lepiej. Co wieczór cieszę się, że już koniec kolejnego dnia. Równocześnie boję się, bo każdy dzień przybliża mnie do końca L4, a nie wyobrażam sobie iść w tym stanie do pracy. Mimo to najszczęśliwsza jestem jak zostaję w nocy sama ze sobą, gdy babcia już pójdzie spać. Mogę po prostu zasnąć. I rano znowu świadomość, że kolejny dzień pełen walki przede mną.
L4 mam od internistki. Dzwoniłam do psychiatry, ale nie odebrała - uznałam, że poradzę sobie bez niej, myślałam, że przerwa w pracy mi wystarczy. Wygląda jednak na to, że będę potrzebowała zmiany leków. Tylko tutaj znowu - wstydzę się. Tak, wstydzę się powiedzieć mojej lekarce, że się pogorszyło. Nie wiem czemu tak jest. Może przez te telewizyty. Chciałabym już ją zobaczyć, porozmawiać z nią twarzą w twarz, ale na to się nie zanosi. No nic, tak czy inaczej chyba w poniedziałek będę musiała próbować się do niej dodzwonić i załatwić tę sprawę.
Okej, kładę się do łóżka. Już za kilka godzin nadejdzie ta chwila, w której zostaję sama i mogę po prostu zasnąć...
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dziękuję, że chcesz się ze mną podzielić swoimi przemyśleniami!