Mam tysiąc myśli w głowie. Może nawet trochę więcej. Są jak te takie wielkie, bzyczące i odbijające się od okna muchy, które istnieją chyba tylko po to, aby doprowadzać ludzi do szewskiej pasji.
Doktorka stwierdziła u mnie wczoraj stan mieszany. Najgorsze gówno. I tak, jak szłam na to L4 głównie dla pieniędzy, tak teraz nie wyobrażam sobie jak mogłabym w takim stanie iść do pracy.
Przedwczoraj, tego samego dnia, gdy napisałam poprzednią notkę, napisałam również komentarz u zaprzyjaźnionej blogerki - Chadowej.
Przytoczę go tutaj, bo już on świadczył o moim mieszanym stanie. Gdy go pisałam zorientowałam się, że to może być to.
Rozumiem. Ja powoli znowu wychodzę z tego stanu i… idę na L4 na pół roku. Mam nadzieję, że mi to pomoże, a nie zaszkodzi – choć idę przede wszystkim ze względów finansowych.
Siedzę sobie teraz z winkiem, wiesz? Carlo Rossi brzoskwiniowe, jeszcze nigdy go nie piłam. Od kilku dni prześladują mnie myśli o żyletce. A raczej o rozwaleniu maszynki do golenia, bo nigdy nie zdobyłam się na to żeby kupić sobie normalną żyletkę. Siedzę sobie z tym winem i zastanawiam się w jakim jestem stanie. Wiem na pewno, że to nie jest tryb „remisja”, bo niedawno ją przeżyłam i to jest najpiękniejsze co może być. Nawet hipomania nie jest tak piękna jak kochana remisja. Ale wracając – nie wiem co to jest – czy początek depresji czy może początek manii? Pewnie to znasz. Może to jest ten stan mieszany. Wiem, że dzisiaj nie wezmę leków, bo przecież mam całą butelkę wina do wychlania. I przypomina mi się ten pierwszy raz, gdy się tak masakrycznie pocięłam, gdy urwał mi się film i dzwoniłam do rodziców o 3 w nocy. Pamiętasz? Mam nadzieję, że ten wieczór tak się nie skończy. Boję się tego L4, wiesz? Cholernie się boję, że nie spełnię swoich oczekiwań, że się rozwalę kompletnie.
Tak, wiem. To Twój blog. Pewnie złoszczą Cię moje wynurzenia tutaj. We mnie pewnie pojawiłaby się złość… W końcu mam swojego bloga na takie wynurzenia. Ale piszę to wszystko żebyś wiedziała, że na mnie zawsze możesz liczyć – napisać, zadzwonić, choćby pomilczeć. Bo ja wiem, Chadowa, ja wiem i rozumiem.
Tego dnia się pocięłam. Nie dałam rady. A ponad rok tego nie robiłam.
Następnego dnia byłam u mojej doktorki i zachowywałam się jak wariatka. To znaczy, do takiego wniosku doszłam w połowie wizyty i zrobiło mi się głupio. Wszystko mi leciało z rąk, zaczynałam po piętnaście wątków i nie kończyłam, miałam luki w pamięci, a na koniec jeszcze zapomniałam jej zapłacić. No wariatka.
Jutro jadę do Łagiewnik z przyjacielem. W sensie on jedzie do Krakowa, a ja do św. Faustyny. To moje ulubione miejsce na ziemi - ta kaplica, w którym jest zawieszony obraz Jezusa Miłosiernego. Może uda mi się wyciszyć.
Bo mówię Wam, masakra jakaś. Mam wrażenie co chwilę, że ktoś za mną łazi. Dzisiaj zamknęłam drzwi mieszkania nie jak zwykle - po prostu na zamek, ale zamknęłam jeszcze kluczem tak, aby nikt nie mógł wejść nawet jeśli ma klucz (mieszkanie mam wynajmowane, więc jedna sąsiadka ma do niego klucz).
Prawie by mnie dzisiaj auto przejechało, bo jestem tak roztargniona, że spojrzałam tylko w prawo i weszłam na jezdnię.
Palę papierosa za papierosem.
Lekarka powiedziała, że jak się będzie pogarszać to mam dzwonić. Pogarsza się. Jeżeli jutro nie zdołam się ogarnąć u Faustyny to do niej zadzwonię.
Dajcie znać jak żyjecie, jestem ciekawa.
Jestem też ciekawa czy mam tu jakichś stałych czytelników, którzy starają się czytać każdą notkę. Jeśli tam jesteś Ktosiu to się pochwal. Dobrze jest wiedzieć kto mi towarzyszy w życiu.
I tak jestem zaskoczona, że mam tak dużo polubień strony na fb. W końcu piszę tu po prostu swoje wynurzenia, swoje życie. Czemu Was to ciekawi? Dlaczego to czytasz, Czytelniku?
Ja jestem tutaj pierwszy raz, ale chętnie będę Cię odwiedzać częściej. Wspaniale że prowadzisz tego bloga.
OdpowiedzUsuńNawet gdy Ciebie tu nie bylo, ja zagladalam kazdego Jasnego Dnia. Witaj :-)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam cały blog. Jestem na bieżąco. Próbuję zrozumieć i poczuć Twoje emocje. Co Tobą kieruje i jakie w poszczególnych stamach emocjie i myśli towarzyszą Ci. Bardzo Ci kibicuję, w leczeniu, w zwykłym codziennym życiu.
OdpowiedzUsuń