Mam w pracy taką koleżankę – bardzo głośna, wulgarna (w zachowaniu i w mowie, nie w ubiorze), wielomówna, ale naprawdę wspaniała, współczująca i troskliwa. Dzisiaj w rozmowie na papierosie – jakieś 5 osób tam było – zaczął się temat jej nerwowości i tego, że powinna brać tabletki na uspokojenie. Zgodziła się z tym i od słowa do słowa zaczęła mówić o patologii w domu rodzinnym i w jej obecnym związku. Bardzo jej współczuję. Inni coś tam jej mówili, dobrze radzili, ale ja nie mówiłam nic. Nie miałam nic do powiedzenia, a wtedy trzeba milczeć – staram się tego nauczyć i się tego trzymać.
Pomyślałam sobie jednak dwie rzeczy:
1. Czy może nie byłoby dobrym pomysłem podarować jej wspaniała książkę o DDA, pełną świadectw uczestników terapii i wielu cennych faktów? (jeśli ktoś z Was chce to mogę na maila podać tytuł)
2. Jak dobrze, że mnie już to piekło bezpośrednio nie dotyczy. Jak dobrze, że przeszłam już jedną terapię, jak dobrze, że się wyprowadziłam, jak dobrze, że przyzwoicie zarabiam, jak dobrze, ze umiem angielski, jak dobrze,że już nie opowiadam o tym jak mi źle na prawo i lewo tak naprawdę nie chcąc pomocy tylko uwagi i współczucia. Jak dobrze, że to się już skończyło.
A jak już tak tutaj piszę to zahaczę jeszcze o inny temat. Być może moja przyjaciółka się do mnie wprowadzi, nie będę już mieszkać sama. Wszystko zależy od tego czy dostanie pracę i od tego czy właścicielka mieszkania się zgodzi na współlokatorkę. Mam nadzieję, że wszystko się uda, oddaje to Bogu. Nie sądziłam, że tak bardzo będę chciała z nią mieszkać, ale chcę. Moje przywiązanie do mieszkania samemu i niezależności jest silne, ale jeszcze silniejsza jest chęć zamieszkania razem z nią i radość z tym związana.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dziękuję, że chcesz się ze mną podzielić swoimi przemyśleniami!