Jestem u babci. Czuję się tutaj bezpiecznie. Bezpieczniej niż u siebie, gdzie mieszkam sama. Zdecydowanie bezpieczniej niż w domu rodzinnym pełnym alkoholików.
Moja babcia ma swoje wady, ale równocześnie jest najbardziej kochającą i inspirującą kobietą jaką znam. Uwielbiam słuchać o jej życiu. Często też wymieniamy się nowinkami muzycznymi. Zwykle jak coś wartościowego odkryje to okazuje się, że babcia już to zna.
Teraz, pomimo tego, że chodzi o kulach, to właśnie z nią ćwiczę jazdę na rolkach. Sama nie mam odwagi iść do parku i ćwiczyć, więc idziemy tam razem, babcia siada na ławce, a ja zakładam rolki i się uczę. Babcia mnie motywuje i nie pozwala się poddać.
Babcia nie rozumie mojej choroby, choć ją zaakceptowała i bardzo się stara pomóc. Tak jak pisałam w poprzednim poście - pewnych rzeczy nie da się zrozumieć jeśli się ich nie przeżyje. Ja za to nie rozumiem jej bólu, choć stara się mi go przedstawić jak najbardziej zrozumiale. I tak spędzamy że sobą czas, nie do końca rozumiejąc nasze cierpienie, ale pragnąc sobie dac siebie nawzajem w tym wszystkim.
Leżę na kanapie, bo zjadłysmy właśnie obiad i babcia zadecydowała, że idziemy się zdrzemnąć.
Także znikam w objęcia Morfeusza na godzinkę ciesząc się poczuciem bezpieczeństwa i miłości.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Dziękuję, że chcesz się ze mną podzielić swoimi przemyśleniami!