Jak wiecie - miałam depresję przez dosyć długi (jak na mnie) czas. Trwała blisko dwa miesiące. Już po niej. Nie mogę powiedzieć, że ją pokonałam - po prostu odeszła. Pewnego dnia muzyka przestała mnie irytować, następnego okazało się, że potrafię rozmawiać z ludźmi, a kolejne dni pokazały, że ośmiogodzinna praca nie jest męczarnią nie do zniesienia. Pyk! I nie ma.
W poniedziałek miałam wizytę u pani doktor psychiatry. W końcu odważyłam się zapytać jaką konkretnie diagnozę mi postawiła. Obawiałam się zadać jej to pytanie - wiedziałam, że zdiagnozowała ChAD, ale który typ? Tego nie wiedziałam. Było mi głupio o to pytać, ale w końcu udało mi się przetłumaczyć sobie, że powinnam to wiedzieć, że to moja choroba i muszę wiedzieć z czym mam do czynienia. Odpowiedziała, patrząc mi tak jakoś w oczy z uśmiechem (jakby od dawna czekała na to pytanie albo jakby wyczuła moje zakłopotanie), że na początku myślała, że to ChAD typu II, ale ostatnio coraz bardziej skłania się do typu I, bo jednak mam poważniejsze wyskoki. Jednak nadal nie jest pewna.
Mam kolegę. Kolega ma na imię Dawid. Z Dawidem pracowałam kiedyś trzy lata, znamy się już sześć lat. Kilka miesięcy temu zaprosiłam go na domówkę, którą urządziłam. Tak się zdarzyło, że przyszedł przed wszystkimi i zaczęliśmy imprezę wcześniej - kilka drinków. Potem przyszła reszta gości i po kilku godzinach poszli - został Dawid. Dużo rozmawialiśmy, potem dużo tańczyliśmy nieco przekraczając granicę zwykłej przyjaźni - jakieś dotknięcia bioder czy bliskie przytulenia, nic więcej. Byliśmy bardzo pijani, ale pamiętaliśmy o szacunku do swoich ciał. Ani się obejrzeliśmy, a zastał nas wschód słońca, godzina szósta... No to papieros i do spania - oczywiście w osobnych pokojach. Następnego dnia zrobiłam mu śniadanie i oboje leczyliśmy potężnego kaca. Tego kacowego dnia rozmawialiśmy o tym czy chcemy, aby poszło to gdzieś dalej. On był świeżo po zerwaniu ze swoją dziewczyną. Nie odpowiedział, ale zapytał czy to coś między nami zmieni jeśli odpowie, że nie. Powiedziałam, że w żadnym wypadku. Ale przyznałam mu się, że to nie jest myśl związana jedynie z poprzednim wieczorem, ale już pracując razem z nim o tym myślałam. Zapewniłam go też, że nic mi nie jest winien, że oboje byliśmy pijani i nie mam o nic pretensji. Powiedział, że wie, bo jestem na tyle zajebista, wyrozumiała i bezpośrednia.
Od tego czasu do tego nie wracaliśmy, ale regularnie smsujemy co kilka dni. Zbliżyliśmy się do siebie tak przyjacielsko. W jednej z tych smsowych rozmów zapytałam czy nie chciałby się przejść w tę niedziele na spacer po parku. Odpowiedział, że chętnie.
Nie sądzę, aby miało coś z tego być (choć bym chciała), ale jest to ważny temat w moim życiu, dlatego tu o tym piszę.
Ostatnio wysłał mi piosenkę (dotyczącą naszych rozmów) i jak napisałam mu, że się w niej zasłuchuje to napisał, że trafił na nią przypadkiem, ale był pewien, że mi się spodoba. Rozczuliło mnie to. To miłe, gdy wiesz, że ktoś o Tobie myśli w różnych sytuacjach.
To ta piosenka:
Co jest jeszcze wspaniałe, on również wyraża się przez muzykę. Potrafimy rozmawiać ze sobą po prostu wymieniając się piosenkami. Rzadko spotyka się takich ludzi.
To prawda, rzadko, choć ja spotkałam już trzech, zawsze mnie jakoś ujmują... Niezależnie od tego, co będzie... będzie dobrze :)
OdpowiedzUsuńNie przedstawiłam się,
OdpowiedzUsuńwięc pozdrawia Cię z tej strony Bluesowa :)