Nie wiem dokładnie, bo moim sposobem na zaburzenia odżywiania był brak kontroli - nie myśleć co i ile jem. Kiedy tylko zaczynałam się tym interesować to od razu wpadałam w spiralę odchudzania, obżerania, wydalania i rzygania.
Teraz nie mogę zapomnieć o tym ile jem. Kiedy jem mniej otrzymuję komentarz ze strony rodziców (szczególnie mamy): "no ileś ty sobie tego nałożyła, weź więcej, xxx jest zdrowe!". Kiedy jem więcej otrzymuję komentarz (szczególnie od taty): "ile ty jesz? A dupa rośnie!".
I w ten sposób każdego dnia przesyłany jest mi komunikat
"KONTROLUJ JEDZENIE!!! KONTROLUJ JEDZENIE!!! KONTROLUJ JEDZENIE!!!"
Nie chcę pokazywać jak bardzo te komentarze mi przeszkadzają, jak bardzo słowa taty mnie ranią, bo potem upiją się i będą wiedzieli jaki jest mój słaby punkt. Zresztą i tak wiedzą, przecież moje problemy z odchudzaniem mam nie od dzisiaj. Jednak jeszcze nigdy nie bolało mnie to tak bardzo. Jeszcze nigdy nie czułam się tak przytłoczona swoją wagą. Bardzo rzadko chciało mi się płakać na myśl o tym jak wyglądam.
Uwodzicielowi podoba się moja nowa waga (przytyłam 4kg), ale cały czas się boję, że przytyję więcej i potem nie uda mi się tego zrzucić. Już i tak przekroczyłam nieprzekraczalny dla siebie pułap.
Koniec tego. Pierdolę. Muszę schudnąć, bo nie zniosę kolejnych komentarzy.
Skarbie Ty nie masz z czego chudnąć... Fakt, pilnować się musimy, bo po lekach które bierzemy dość łatwo się tyje... Ale nie daj się zapędzić w kozi róg odchudzania...
OdpowiedzUsuń