No właśnie, pokłócili...
Dwudziestego czwartego grudnia, z rana, dzwoni do mnie babcia. Wigilii nie będzie. Zaprasza mnie do siebie.
Znając moich rodziców pomyślałam, że jeszcze im się odmieni i trzeba poczekać przynajmniej do południa.
I rzeczywiście, o 11:30 dzwoni do mnie tata żebym mu pomogła w przygotowaniach, bo mama pijana itp... Babci mama mówiła, że tata całą noc pił i gadał do siebie... Jedno na drugie zwala, a wigilia za pasem. A ja pomiędzy nimi. Zgodziłam się przyjechać chociaż bardzo nie chciałam... Znowu nie potrafiłam powiedzieć prostego słowa "nie".
Weszłam do mieszkania razem z tatą. Powitało mnie pijane spojrzenie mamy... jakbym ją zdradziła. Wzięłam się od razu do roboty.
Kiedy mama obudziła się z drzemki, więc była już trzeźwiejsza, poszłam do niej powiedzieć jej, że ją kocham. Próbowałam ją zrozumieć, też ma depresję. Prawdę mówiąc przez cały dzień bałam się żeby sobie nic nie zrobiła. Myślę, że to wyznanie z mojej strony było potrzebne i dodało jej siły.
Nie był to najlepszy dzień, a tym bardziej najlepsza wigilia w moim życiu. Czy gdybym powiedziała tacie "nie" byłoby lepiej?

Nie lubię świąt Bożego Narodzenia. Nie, może inaczej. Nie lubię komercyjnej części świąt Bożego Narodzenia. W Kościele jest to piękny czas oczekiwania na narodzenie Boga i, wraz z Nim, każdego człowieka. Natomiast filmy, reklamy, social media... One sprawiają, że ludziom wydaje się, że coś robią nie tak. No bo my się kłócimy jak przygotowujemy barszcz, a w reklamie to tak ładnie wyglądało. A bo ja nie lepię uszek, a tamta z Instagrama lepi i jeszcze tak ładnie przy tym wygląda. Bo w reklamie wszyscy się cieszą z prezentów, a Marysia to chyba udawała radość.
Ciężko jest się zdystansować i zobaczyć, że jesteśmy tylko ludźmi, których często ogrom przygotowań przerasta, jesteśmy zmęczeni, znużeni, zdenerwowani... Na to nakładają się jeszcze różne nasze bieżące spory - to nie jest tak, że one w wigilię magicznie znikają - staramy się być mili, ale nie zawsze to wychodzi.
No nic...
Święta trwają, więc życzę Wam Kochani przede wszystkim dużo błogosławieństwa Bożego, spokoju w sercu i w Waszych rodzinach. Niech Wasze dusze, dzięki Jezusowi, odrodzą się na nowo.
Co do małego Jezusa... Wyobrażacie sobie Boga jako noworodka? Taki malutki, miękki, mieszczący się na przedramieniu... Niesamowita odwaga z Jego strony - przyjść na ten świat tak bezbronnym.
A skoro jest to wyraz odwagi z Jego strony, to i z naszej. W końcu my też kiedyś przyszliśmy na ten świat bezbronni. I mamy na tyle szczęścia, że dożyliśmy dnia dzisiejszego.
Piękny wpis pomimo smutku jaki mnie ogarnął gdy czytałam początek to cieszę się, że potrafisz znaleźć w tych świętach coś jeszcze. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że patrzyłaś na kłótnie Twojej rodziny w tak specyficznym okresie, jakim jest bOże Narodzenie. Cóż, tak jak piszesz, ono nie sprawia, że spory znikają, ani, że Świat nagle zmienia kierunek biegu, bo.. to zależy od ludzi, od tego, czy chcą w sobie coś zmienić, w ten czas. Mam nadzieję, że U Ciebie już dobrze i, że jakoś się poukłada.
OdpowiedzUsuńTrzymam kiuki,
Bluesowa :)